sobota, 30 czerwca 2012

czerwona...

czerwona...



piszę tak skromnie, bo właściwie powinnam się teraz smażyć nad naszym pięknym morzem, a nie dusić się w tym skwarze w domu...ale ostatnio jakoś mi wiatr w oczy non stop kolor...mój małż jak się okazało wyhodował sobie w nereczce kamień...który właśnie dał o sobie znać i zrobił nam mały sabotaż wycieczki:/cóż...piszę więc...i pozdrawiam wszystkich, którzy teraz tak jak ja gotują się w tej duchocie
:*

3 komentarze:

  1. Piękna. Jestem pełna współczucia chociaż sama spędzam czas w domu tyle, że niby w mieśce ,ale na wsi.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuuu, pozdrowić zbolałego męża koniecznie, bo urok tej czerwonej ślicznotki, choć niezaprzeczalny, może na tę dolegliwość nie wystarczyć :))) Empatycznie też w domostwie przebywam, skryta przed upałem:))

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję:) mąż pozdrowiony:)a pogoda jak szalała tak szaleje:/

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za tych Twoich kilka słów...

you might also like...